Nie ma strachu!
Amerykański psycholog Paul Lehrer wyjaśnia powody reakcji organizmu na stres. Kiedy stajemy w obliczu stresującej sytuacji nasz organizm wyzwala mechanizmy obronne (jak w czasach prehistorycznych). Lęk jest reakcją na poczucie zagrożenia. Mobilizuje do ucieczki lub do walki. Szukając ucieczki podnosi się nasza sprawność umysłowa, zwiększa siła, szybkość, zwinność. Pocące się ręce i stopy pozwalały wspinać się na drzewa i skały, ale dla muzyka podczas grania może to oznaczać klęskę. Napięcie mięśniowe wzrasta, aby ochronić ciało przed uszkodzeniem. Naczynia krwionośne na powierzchni ciała (szczególnie rękach i stopach) obkurczają się. To zmniejsza utratę krwi w przypadku zranienia, ale dla muzyka oznacza uczucie zimnych rąk i stóp. W sytuacji „walki lub ucieczki” większa ilość krwi napływa do dużych mięśni. W ten sposób organizm nabiera sił fizycznych do ucieczki. Niestety zmniejsza się w ten sposób koordynacja drobnych mięśni, które odpowiadają za precyzyjne ruchy rąk tak potrzebne muzykowi. Oddech staje się płytszy i szybszy, co ma sprzyjać ucieczce, a powoduje mniejsze dotlenienie mózgu i w efekcie zmniejszenie możliwości intelektualnych.
Poniżej historia Pauliny (Rosjanki) – tłumaczenie z translatora, tekst oryginalny
Nie ma strachu!
Chcę podzielić się moją optymistyczną historią, myślę, że na pewno komuś pomoże.
Mam teraz 32 lata i najbardziej bolesny okres mojego jąkania przeżyłam 15-20 lat temu, kiedy nie było internetu, oczywiście nie było też takiej cudownej strony. W modzie byli medium i Kaszpirowski w telewizji. Uczyłam się w szkole bardzo dobrze. Zawsze byłam zainteresowana nauką i na pewno byłabym uczennicą, gdyby nie jąkanie. Od 12 lat w ogóle nie potrafiła odpowiedzieć na tablicy. Starali się nie wzywać lub odpowiadała na piśmie, chociaż w szkole podstawowej czytała wiersze i odpowiadała, że jąkanie nie było tak silne. A od nastolatka jąkała się nawet z mamą. Strasznie się martwiła, oczywiście, żyła w swoim wewnętrznym świecie, głęboki introwertyk. W czasie wakacji mogłam z nikim nie rozmawiać, wszyscy w domu i w domu – szyję, gotuję, uprawiam kwiaty. Mieszkałam w mieście Zheleznogorsk w Kraju Krasnojarskim. Neuropatolodzy z tego miasta przepowołali masaż strefy kołnierzowej, elektrosen, oglądanie Kaszpirowskiego i poszukiwanie babć-uzdrawiaczek. Do logopedy nie poszłam ani razu, dopóki chodziłam do szkoły. Nie było takiego specjalisty, który podjąłby się leczenia jąkania u dorosłej dziewczyny lub szukał źle – teraz już nie wiem. „Leczyli mnie” w wieku 16 lat według metody Juny dwaj „specjaliści”. Pogorszył się, pojawił się tik nerwowy – silne mruganie podczas jąkania. Koszmar, jak dalej żyć? J
A dziewczyna jestem piękna, chcę miłości, chcę ciekawego życia, chcę się pokazać. I wszystko jest w środku. Przyznaję, że stworzyłam wtedy taką teorię – skoro mam taką wadę, to znaczy, że jestem tak wyjątkowo dobra, że bez tej wady byłabym zbyt dobra. Trzeba było trochę podsmaczyć taką beczkę miodu J. Nie oceniaj surowo – tak musiałem wtedy przeżyć. I oto – klasy maturalne. Ukończenie szkoły traktowałam jak koniec świata. W mojej szkole wszyscy mnie znają, znają moją wadę. Oczywiście są konflikty, ale są to konflikty rodzinne, nauczyciele byli mniej więcej normalni, a z kolegami z klasy nie było problemów (dawała to spisać!). co będzie dalej? Dzięki rodzicom – przekonali mnie, żebym poszedł do klas 10-11 na specjalne zajęcia chemiczne, a nie na zwykłe. Mocno się opierałam, mówiłam – i tak nie pójdę na uniwersytet, nie będę mogła tam studiować. A uczyła się chemii bardzo dobrze. Rodzice namówili. Powiedzieli, że nie spodoba, przetłumaczymy z powrotem. I zaczęły się zmiany. Nie, nie w moim jąkaniu, ale we mnie.
Przyjeżdżali do nas nauczyciele KSU i jeździliśmy tam na zajęcia raz w tygodniu z Żeleznogorska. Zobaczyłam zupełnie inne podejście nauczycieli (oczywiście nie wszystkich). Zobaczyła wartość swojej chęci do nauki, swojej wiedzy. Nauczyciel cierpliwie czekał, aż odpowiem na pytanie, a ja mogłam wyrazić swój punkt widzenia w dyskusji, czego wcześniej nie było. Nauczyciele dali mi pewność siebie. Ale nie odważyłam się jeszcze myśleć o przyjęciu na tę uczelnię. Jak mam tam zdawać sesję 2 razy w roku, a potem bronić dyplomu? I pewnego razu szłam korytarzem, a drzwi do sali wykładowej były otwarte. Widziałam, że wielu studentów siedzi na ławkach za biurkami, a przy katedrze stoi wózek inwalidzki i tam siedzi chłopak i też się uczy. Poczęłam się strasznie zawstydzona. Kiedy wróciłam do domu, powiedziałam rodzicom, że się zapiszę.To zmieniło moje życie.
Kiedy się dostałam, mama przez całe lato pytała mnie: „Może odbierzesz dokumenty? Pójdziesz do naszego technikum, na uniwersytecie będzie ci trudniej się uczyć, a nawet mieszkać w innym mieście”. Ale byłam wierna swojej decyzji. Na początku było bardzo ciężko. Napisałem na kartce informacje, żeby kupić bilet do Krasnojarska, w przeciwnym razie trzeba było długo wyjaśniać, jaki bilet potrzebuję. Koledzy z klasy i nauczyciele szanowali mnie, bardzo podobała mi się nauka. Życie w innym mieście stało się jakby nowym życiem. W małym Żeleznogorsku wszyscy wiedzą, że jąkam się, a tutaj prawie nikt o tym nie wie. Nie potrafię do końca wyjaśnić, ale ta zmiana bardzo mi się podobała, latałam jak na skrzydłach. Z pomocą matki zaczęła być leczona w przychodni psychoneurologicznej dla dzieci, ponieważ w Krasnojarsku nie leczą dorosłych z powodu jąkania. Tak nam powiedziano. Był już tu logopeda, choć dziecięcy. Poza tym – znowu elektrosen, masaż – jak martwy opatar J. I tabletki – nazepam, tozepam, zrezygnowała z nich, gdy zaczęła zasypiać w autobusie tak, że tylko konduktor budził się na końcu. Gdybym istniała w moim życiu ta strona, nawet nie mogę sobie wyobrazić, o ile łatwiej byłoby, ile technik można by wypróbować, opanować, poprosić o radę. A teraz zdaję sobie sprawę, że intuicyjnie doszedłem do metody Prokofiewa – iść w swój strach. Tak też zrobiłam. Od lat wiedziałam, jak tam jest – w strachu. Nie ma tam nic gorszego. A co za strachem? Tam jest mój powrót do zdrowia. Założyłam kamizelkę kuloodporną – „nie mam to w ducie” i szłam w trudne sytuacje. A trudną sytuacją była wtedy zwykła wycieczka do apteki. Ale te wyprawy w kamizelce kuloodpornej przyniosły owoce. Przykład.
Na pierwszym roku studiów podeszły do mnie dwie nieznajome dziewczyny i zapytały, jak dojechać do jakiegoś miejsca docelowego. Zacząłem wyjaśniać, jąkać się, oni – chichoczą. Wtedy powiedziałam: „Co, śmiesznie mówię? Cóż, bądź cierpliwy, a potem dowiesz się, czego chcesz”. Powiedziałam to z uśmiechem, bez cienia złośliwości i – z jakiegoś powodu bez jąkania!!! I od razu łatwiej było z nimi rozmawiać, wszystko spokojnie prawie wyjaśniłam. Może dla was to teraz oczywiste, a dla mnie wtedy było to odkrycie.
Od trzeciego roku poszłam na dodatkowe wykształcenie – nauczycielkę, specjalistkę od pracy z uzdolnionymi dziećmi. Po prostu wszystko było dla mnie interesujące, interesujące do życia. I uczyłam! Obroniła dyplom również na tym kierunku. Odkryłam, że z dziećmi, z nastolatkami mało jąkam się, często w ogóle nie jąkam się. Mogę włączyć się w grę, mogę wymyślić własną grę, zorganizować konkurs, mogę zostać artystką, mam ogromną przyjemność! Odkryłem to wszystko eksperymentalnie. Metodą miliona prób i miliona błędów. W końcu miałam pozytywne doświadczenia, uwierzyłam w siebie, uwierzyłam, że są sytuacje, w których nie jąkam się z nieznajomymi.
Dyplom na głównym kierunku – „chemia” – nie broniłam tak pięknie i wesoło. Nauczyciele zaproponowali mi, żebym napisał na kartkach krótkie przemówienie dla komisji, rozdał te kartki, a dopiero potem odpowiedział na pytania. Płakałam, było mi strasznie przykro, szkoda, że nie ma nadziei, że będę jak wszyscy, złość na siebie. Nie chciałam pobłażliwości. Wzięłam klucz do dużej publiczności, wzięłam od koleżanki magnetofon z mikrofonem (1998 rok, nie było techniki cyfrowej). Ćwiczyłam dwa dni – sobotę i niedzielę, a w poniedziałek miałam iść pierwsza do obrony. Chcę powiedzieć, że to było zero. Ale nie wstydziłam się tak bardzo, przynajmniej próbowałam coś zrobić. Komisja i tak czytała po kartkach, nie można było mnie słuchać.
Wstąpiłam na studia podyplomowe. Pracując w laboratorium usłyszałam w radiu w Krasnojarsku audycję reklamową o oddychaniu holotropowym. Opowiadali obszernie, nic nie było dla mnie jasne. Trudno opowiedzieć o tak globalnej rzeczy jak holotrop w radiu w lekki sposób. Nie było tam mowy o jąkaniu, pomyślałam, że skoro to oddech, to może mi to pomoże? Poszłam na spotkanie zapoznawcze z organizatorami. Teraz wymienię imię – Jewgienij Szatałow. Ten człowiek mi pomógł. Na spotkaniu nie wierzyłam w nic, co mówiono. Jakieś matryce – horror! Kłamią! W domu myślałam, że nie pójdę, a co, jeśli to mój ratunek? Trzeba iść choć raz. I zdarzył się długo oczekiwany cud. Zaczęłam mówić. Chodziłam z uśmiechem po uszy przez całą dobę! Wykładowca języka angielskiego na studiach podyplomowych był pod wrażeniem. Nie kochał mnie, byłam uciążona na lekcjach, a tu mówię. Cud! Ale efekt tego cudu był 2 tygodnie, potem się pogorszył, ale ogólnie mowa znacznie się poprawiła. Poszłam jeszcze kilka razy na cholotrop. Zrozumiałam tam wiele o sobie, zdałam sobie sprawę, że muszę nad sobą popracować. Raz uczyłem się indywidualnie z Jewgienijem Aleksandrowiczem, który pokazał mi, że każda choroba, w tym jąkanie, przynosi korzyści.
Na początku nie wierzyłam, potem sama ze sobą odkrywałam wszystkie korzyści jedna po drugiej. Mowa z bliskimi stała się całkiem czysta. Z nieznajomymi i przez telefon – prawie tak jak wcześniej. Studia podyplomowe nie karmiły, postanowiłam dostać się na produkcję. Dowiedziałam się, że w jednym przedsiębiorstwie trwa rekrutacja młodych specjalistów, zadzwoniła do działu kadr, mówiła okropnie! Oczywiście męski głos powiedział mi, że nie ma i nie było wolnych miejsc pracy. Szybko się zorientowałam – powiedziałam „chyba tak mówisz z powodu mojego jąkania?”, w słuchawce zapadła cisza, kontynuowałam „tak, jąkam się, jestem bardzo zaniepokojona, chcę dostać u was pracę. Słuchaj, mam duże doświadczenie, jestem doktorantem. Może przyjadę, porozmawiamy, a potem wyciągniesz wnioski? Coś jeszcze powiedziała temu szefowi, już pewniej. Zwątpił i zaprosił mnie na rozmowę kwalifikacyjną. Pracowałam tam 5 lat.
Nie byłem zadowolony z mojej mowy. Chciałam poprawy. Zainteresowała mnie praca firmy kosmetycznej. A to sprzedaż bezpośrednia, prezentacje, masa nieznajomych ludzi, którym trzeba wszystko powiedzieć. Ale jestem nauczycielem! Było bardzo ciężko. Uczyłam się prezentacji lub szkoły, opowiadałam o tym mężowi, wychodziło okropnie. Płakała, potem opowiadała to wszystko swojej przyjaciółce, potem innej przyjaciółce, potem ćwiczyła w biurze. Ogólnie rzecz biorąc, po około roku czułam się pewnie. Podobało mi się. Ludzie mnie polubili. Skrzydła wyrosły! Sama byłam swoim osobistym trenerem w tej walce i zwyciężczynią. Cieszyła się, ale to już nie była radość z nieoczekiwanego cudu, ale przyjemność z ciężkiej pracy. Teraz kusił nowy horyzont – występ na scenie przed dużą salą. W naszej firmie odbył się konkurs „Damy Biznesu”. Złożyłem podanie. Nie zniechęcili mnie, ale nie bardzo wierzyli, że będę mógł wystąpić. A trudniej byłoby mi siedzieć na sali i płakać, bo nie będę na tej scenie. Już w siebie wierzyłam.
I oto konkurs. Wydaje się, że było 12 uczestniczek. Mówiłam dobrze, chociaż ogólnie odczuwalne było podekscytowanie, ale byli tacy, którzy martwili się bardziej niż ja. Wszystko, co można było powiedzieć własnymi słowami, opowiedziałam na solidną 4 z plusem. Jako zadanie domowe śpiewała piosenkę swojego utworu. Ale nie mogła opowiedzieć swojego wiersza, który miała przeczytać. Trzeba było powiedzieć wszystko wyraźnie, jak jest napisane, nie można było zmieniać. Nie byłam zdezorientowana, powiedziałam – w porządku, jeśli to się nie uda, to powiem wam własnymi słowami, o czym jest ten wiersz. I powiedziała. Zajęła drugie miejsce! A wiersz – oto on:
Jeśli wysłałeś uśmiech do Słońca,
Wiedz, że wróci do ciebie jako gwiazda.
Jeśli wysłałeś pożądanie do wiatru,
Ptak będzie latać po świecie,
Zyska siłę w locie, pasję.
Wiatr nie pozwala mu spaść,
Słońce nie pozwala mu się ochłodzić,
A Ziemia pomoże zachować
To, czym będziesz w stanie wypełnić świat,
Przecież chcesz spełnić!
Widzowie po konkursie podchodzili do mnie i prosili o opowiedzenie wiersza. Opowiadałam, nagrywali. Byłam bardzo szczęśliwa.
Teraz znów pracuję w zawodzie, w laboratorium. Złożenie pracy odbywało się poprzez rozmowę telefoniczną. Tutaj prawie wszystko było spokojne i pewne. Powiedziałam szefowej, że jąkam się. Odpowiedziała: „To są błahostki”.
Niedawno odkryłem tę stronę. Ogromne podziękowania dla jego twórców! Przecież tak trudno jest być sam w tej codziennej walce.
Podsumowanie: czasami jąkam się, obcy ludzie, sąsiedzi mogą o tym nie wiedzieć. W ogóle nie zająkam się ze znajomymi. Gorsze są rozmowy telefoniczne i na przykład czytanie wierszy. Ale wszystko jeszcze przed nami, bo nie ma strachu!
I jeszcze – ogromne DZIĘKUJĘ osobie na wózku inwalidzkim w uniwersyteckiej sali. Od tamtej pory nie widziałam go ani razu. On mi pomógł. Nawet mnie nie popchnął, tylko mnie kopnął. Był to „magiczny wahadło” J.